wtorek, 14 kwietnia 2015

Chapter 2: "Nice daughter"

                  Hermes powoli uchylił powieki. Wypity wcześniej alkohol szumiał w jego blondwłosej głowie, przyprawiając o mdłości. Leżał na kamiennej ławce w cieniu drzew w pięknym, słonecznym sadzie. Promienie padały na jego bladą twarz, ocieplając przy tym i dając słodkie poczucie bezpieczeństwa. Na niebie formowały się puszyste, białe obłoczki, które pływały po firmamencie, jak piana w morzu. Czasem przeleciał po nim niewielki ptaszek, niesiony wiatrem, który przebywał swą codzienną podróż. Szum drzew mieszał się z radosnym świergotaniem.
          Bóg całkowicie zapomniał o swojej wczorajszej rozmowie z Hadesem. Król Piekieł nie przypuszczał, iż jego przyjaciel wcześniej już skusił się na krwistoczerwone wino, dlatego na jego przystojnej twarzy zagościło zdziwienie, gdy tytan podbiegł do niego z zamiarem rozmowy.
    - Witaj, Hermesie. Czy zechcesz zamienić parę słów? - zapytał niepewnie, a jego głowa przechyliła się w kierunku lewego ramienia, zanurzając je w ciemnych włosach. Hermes odchrząknął, zastanawiając się, czy jego przyjaciel żartuje, używając niezwykle poważnego tonu. Zachowywał się co najmniej dziwnie, jak na niego. Władca Podziemi nie często silił się na powagę, co sprawiało, że niewielu z herosów darzyło go przychylnością.
    - Ekhm... N - no, ta. Czemu nie? - jęknął, rozcierając skronie. Podniósł się do pozycji siedzącej, co poskutkowało jedynie tym, iż mroczki pojawiły się przed jego oczami, w których odbijały się turkusowe fale oceanu. Odpadł znów na twardą ławę, osłaniając tył głowy. - Ja może poleżę – mruknął.
   - Tak. Jak wolisz... - zawahał się, a jego usta pozostały otwarte, jakby Zeus nie pozwolił mu się poruszyć. - Chodzi o moją córkę.
   - To ty każdą z nich znasz i pamiętasz?! - wykrzyknął, powodując niespodziewany zryw wśród ptaków. Jego twarz przedstawiała bezkresne zadziwienie.
    - Ja mam tylko jedną córkę – westchnął Hades, żaląc się na chwilową głupotę Hermesa. Nie mógł poszczycić się taką liczbą potomstwa, jak przyjaciel, jednak wcale nie przeszkadzało mu to. Nigdy nie zatracał się aż tak, starał się być wierny żonie z powodu jej dość ostrego podejścia i wiedział, że jeżeli coś by się zdarzyło, to Persefona nie szczędziłaby słów, a także przygotowałaby zemstę. Mężczyzna wolał się nie narażać.
    - Ach... Pamiętam. Jak jej tam było? Grace? - można było dojrzeć, iż ta chwila zagłębienia się w zakamarkach swojego umysłu wiele kosztowała boga.
    - Greece - uciął ostro Pan Podziemia.
    - Nie, no, stary! Kto wpadł na takie imię? - perlisty, szczery śmiech poniósł się po całym wzgórzu, płosząc jeszcze więcej zwierząt, łącznie z większością pegazów, mieszkających w Niveus Valle.
    - Ja - mruknął, bojąc się reakcji. Jego mina wskazywała na wyraźne zmęczenie postawą przyjaciela. Oczy wydawały się stać czarne jak noc i puste jak głowa Która Złodziei. Niejednego przeraziłaby ta sytuacja, jednak u niego było to normalne. Tytan niezwykle często się denerwował.
    - Gustu to ty nigdy nie miałeś - stwierdził ze zrezygnowaniem młody bóg. Za Hadesem wyrosła ściana ognia, trawiąc soczyście zieloną trawę, a zamiast niej siejąc brązowe, zwęglone źdźbła. Złote języki sięgały do nieba, liżąc białawe obłoczki. Kształtem przypominały tańczące dusze, trzymające się za ręce w wysokich podskokach. Władca Dusz zamknął oczy, starając się uspokoić. Warknął cicho, jak pies, nie ruszając się ze swojej pozycji. Jego ramiona pozostały rozsunięte, dłonie drżały, znacząc się czarnymi jak smoła znakami o nieznanym nikomu znaczeniu. Twarz Hermesa przypominała teraz śnieżnobiałą kartkę. Mężczyzna otworzył szeroko usta oraz wytrzeszczył błękitne oczy. Skulił się na ławce, wbijając w twardą korę drzewa.
    - Dobra, już dobra! Będę słuchał! - oznajmił, mrużąc powieki. Kropelki potu spłynęły po jego skroni z powodu ogromnego skwaru. Członek Wielkiej Trójki odetchnął głęboko, a ogień pozostał nieuchwytnym wspomnieniem. Otworzył oczy, natychmiast zamieniając się w całkowicie opanowanego mężczyznę.
    - Więc, - zaczął spokojnym głosem - musisz mi pomóc, proszę. Greece... Ona nad sobą nie panowała, działała impulsywnie. Nie wiedziała, co robi. Nie chciała. Nie jest niczemu winna. To po prostu złe zabezpieczenia... Złe zabezpieczenia... - tłumaczył gorączkowo, wbijając zamyślony wzrok w buty. Podrapał się po karku, starając się wystarczająco przekonująco wyjaśnić jakże smutne zdarzenie.
   - Zaraz, nie rozumiem - wyszeptał blondyn, marszcząc czoło. Czujnie wpatrywał się w twarz przyjaciela, starając się niczego nie pominąć. Dopóki mógł mieć w tym interes, pozostawał zaciekawiony.
    - Moja córka... Ona... To ona... - mówił cicho.
    - Hades! Skup się! - warknął bóg, coraz bardziej się niecierpliwiąc. Czekał na jakąś sensację. Musiał przyznać, że zebrania Rady nie były niczym ciekawym i bywał tu z musu... oraz dla darmowego jadła.
    - Greece ich wypuściła... - jęknął, opadając na miękkie, zielone źdźbła. Schował twarz w dłoniach, dodatkowo zasłaniając ją ciemnymi włosami. Krzyknął z bezsilności, a także czegoś na kształt... strachu?
    - Co? Kogo? - dopytywał, nie potrafiąc posklejać z tych kawałków całości.
    - Ona wypuściła z Podziemi dusze! - wyrzucił z siebie, natychmiast ganiąc się za siłę swojego głosu. Tajemnica... To musi pozostać tajemnicą. Jego towarzysz szeroko otworzył usta, patrząc na niego z niedowierzaniem i lekkim podziwem.
    - Ło! To niezłą masz córeczkę! - wykrzyknął ze śmiechem, podpierając się na rękach na ławce i wychylając się do przodu jak dziecko. - Przedstawisz mi ją, prawda? - zapytał z niekrytą nadzieją.
    - Gdzie ja żyję? - wymamrotał sam do siebie ze zrezygnowanym wyrazem twarzy. - Hermesie, musisz mi pomóc. Oni nie dadzą jej spokoju. Skończy pracując pod okiem Zeusa, z daleka ode mnie. Ja muszę ją ochronić... Muszę zapewnić jej opiekę. A ty zrobisz to razem ze mną – mówiąc to, ukląkł przed bogiem, składając ręce w błagalnym geście. Wbił w niego smutny wzrok. Nie chciał zniżać się do tego poziomu, ale musiał. Dla Greece. - Proszę cię, przyjacielu. Przysięgam, że się odwdzięczę – po jego wzruszających słowach Król Złodziei spoważniał. Położył dłoń na ramieniu druha w pocieszającym geście, uśmiechając się delikatnie. W jego policzkach utworzyły się lekkie dołeczki.
    - Tak. Pomogę ci. Obiecuję - stwierdził pokrzepiającym tonem. - Nie martw się.

***

          Hera podążyła w stronę pałacu, potykając się o poły złotej, długiej sukni. Ciemne włosy splecione w warkocz podskakiwały na jej ramieniu. Brązowe, wielkie oczy zdawały się przewiercać wszystko na wskroś. Starała się zrozumieć i przeanalizować dokładnie to, co przed chwilą usłyszała. Nie potrafiła dać wiary, że córka Hadesa Piekielnego była w stanie dopuścić się czegoś o tak wielkiej wadze. Tylko głębiej wtajemniczeni wiedzieli, że Władca Dusz ma jakiekolwiek potomstwo, a tym bardziej, że się nim interesuje. Z tego, co było wiadomo, ta dziewczynka nie miała pojęcia o jakimś powiązaniu z greckimi bóstwami. Nie wykazywały się u niej żadne niezwykłe umiejętności, dlatego nie było konieczności umieszczania jej w Akademii Herosów.
          Na myśl nasuwało się kobiecie pytanie, jak to się w ogóle stało. Czy nie wiedziała, na co się naraża? Z którego przejścia korzystała? I najważniejsze: jak tego dokonała?
          Hera wiedziała, co to macierzyństwo. I nie naraziłaby żadnego ze swych dzieci na gniew małżonka. Wiedziała, że dziewczyna będzie musiała ponieść karę. To było oczywiste. Ale nie taką, na jaką skarze ją Najwyższy Tytan.
           Wiedziała też, że córka Hadesa mogła to zrobić podświadomie, nie mają pojęcia, na co się pisze i że zsyła na siebie niełaskę.
           Bogini podążała do pracowni swego męża, Zeusa Gromowładnego. Mijała korytarze o nieskazitelnie białych marmurowych ścianach. Złote detale biły nieprzeniknionym blaskiem, nadając charakteru pomieszczeniom. Wszystko lśniło swym majestatem, przyprawiając o omdlenie. Równe, nieskażone posadzki, malowane w niesamowite, misterne wzory układające się w jedną całość sklepienia, świetlne kule zawieszone u sufitu. Nikt z nas nigdy nie będzie miał szansy znaleźć się w tak pięknych pomieszczeniach.
Gdy udało jej się pokonać wszystkie zabezpieczenia, niewielkie, zgrabne schodki i wpisać tajemnicze hasła znalazła się w wielkim pomieszczeniu. Każdą ścianę, sufit oraz podłogę stanowiły niezwykłe gwiazdozbiory, planety, świecące ciała niebieskie i fioletowe galaktyki, gdzie nie gdzie wielkie, nieprzeniknione plamy czerni. Było to nie do pojęcia, jakby szklane pomieszczenie pływało gdzieś w zakamarkach Wszechświata. Każdy, najmniejszy punkcik błyszczał innym blaskiem, kolory topiły się w sobie, mieszając. Nikt nie potrafił odpowiedzieć na pytanie, czy to wszystko stanowiło prawdę, ale krążyły legendy, że w dniu ślubu Hera wdziała szatę z najczystszych gwiazd właśnie z tego pokoju, która później zawisła w gwiazdozbiorze Sześciu Bogów.
         Zerknęła na mapę Nowego Jorku rozłożoną na jednym z licznych, czernych stołów i bez problemu odszukała imię oraz nazwisko „Greece Rhay”. Dokładnie sprawdziła nazwę miejsca które wskazywały współrzędne. To dodatkowo tylko rozwiało wszystkie wątpliwości. Znajdowała się przy jednym z przejść do Krainy Wiecznego Życia.

Obserwatorzy