poniedziałek, 23 marca 2015

Chapter 1: "Mirror"


Retrospekcja

        Ciemnooka pędziła schodami przeciwpożarowymi. Jej włosy rozwiewał wiatr, który od dawna nie przestawał gonić chmur po błękitnym sklepieniu. Przychodnie spoglądali na nią, zdziwieni, zastanawiając się, przed czym tak ucieka.
         Zewsząd dochodziły dźwięki klaksonów, ludzkie krzyki i szczekanie psów. Czasem słychać było gumę opon, paloną na betonie. Nie chciałabym znaleźć się w takim epicentrum hałasu, jakim jest Nowy Jork. Niestety nasza bohaterka właśnie tam musiała dorastać, nie mając pojęcia o prawdzie dotyczącej swojego pochodzenia, a ta prawda była niezwykle ciekawa. Może Greece wyczuła to w jakiś niepojęty sposób i dlatego tak nurtowała ten temat? Niepokoiło ją zachowanie matki, to, że coś ukrywała. Od dawna czuła się inna, choć dopiero teraz zaczęło jej to sprawiać większe problemy. W dzieciństwie, kiedy każdy był w pewnym stopniu inny, nikt nie narzekał na jej zachowanie, wręcz przeciwnie. To tylko urozmaicało zabawę i dodawało frajdy.
         Ach, słodkie dzieciństwo. Nie muszę chyba wspominać, cóż to za piękny okres? Pozbawiony jakichkolwiek trosk, przepełniony fantazją, spędzony na zabawach. A czym jest zabawa bez elementów przygody? Tak, przygoda. Pełna niebezpieczeństw, emocji, adrenaliny! Dzieciaki uwielbiały Greece za jej wyobraźnię i serce, które miało przeogromny wkład w tę przyjemność. Wtedy właśnie zabawa przestawała być zabawą. Dla maluchów stawała się całkowicie realistyczna.
         Z wiekiem każdy z dzieciaków odrzucał marzenia, doroślał, ale nie ciemnowłosa dziewczyna o pięknych oczach, posiadająca wieczną zdolność fantazjowania. Ona nie musiała się zmieniać. Była sobą. Wprawdzie rówieśnicy przestali pałać do niej miłością i czasem tęskno jej było do czasów, kiedy miała mnóstwo przyjaciół, ale wolała być sobą, darzoną nienawiścią, niż obcą osobą, którą wszyscy wielbią.
         Tak oto została sama. No, może nie całkiem.
         Usiadła na zimnym dachu dużego bloku mieszkalnego i spuściła nogi w dół, dyndając nimi. Słowa piosenki rozniosły się w powietrze i pomieszały z codziennym gwarem miasta tętniącego życiem. Dziewczyna nie usłyszała głosu, który nawoływał jej imię. Nie zwracała uwagi na to, że już dawno powinna być w domu. Zbliżała się godzina szósta, mama już dawno wróciła z pracy.
Ale to przecież cała Greece. Nic jej nie obchodzi.
   - Hej, mała! Gdzieś się podziewała? - zapytał z niepokojem chłopak o wielkich, zielonych oczach. - Matka się szuka. Naprawdę, obdzwoniła już chyba wszystkie szpitale w mieście. Właśnie zamierza powiadomić policję o twoim rzekomym zaginięciu.
   - Nie gadaj, Alec. Mam przechlapane - trafnie zauważyła dziewczyna. Szatyn zaśmiał się z nieszczęścia towarzyszki, siadając obok i spoglądając w dół, na taksówki, niewielkie jak mały palec, przemieszczające się pod jego nogami. Natychmiast zbladł, wstał ostrożnie i odbiegł na bezpieczną odległość.
   - Wracamy - rozkazał. Koleżanka prychnęła, ale posłuchała go. Nie chciała dodawać sobie problemów, a gdyby coś przerwało więź łączącą ją z Aleckiem, nie zostałby jej nikt.
          Ach, szkoda, że nie znała prawdy.
         Wstała, otrzepała ubranie z nieistniejącego kurzu, po czym skoczyła na pierwszy stopień schodków przeciwpożarowych. Zrobiła to z taką gracją i niezachwianiem, że przyjaciel musiał zastanowić się, czy nie była stałym bywalcem na tym podmiejskim dachu.
         Zastanowił się, po czym zrobił przerażoną minę - która zresztą gościła na jego twarzy zbyt często - wycofał się i zapytał:
   - Chyba nie zamierzasz schodzić tędy?
Greece spojrzała w dół, na niekończące się stopnie i przewróciła oczami. Dobrze wiedziała o strachu wysokości Alexandra. Tak samo jak o lęku przed pająkami, wężami, zarazkami, fast-foodami i o klaustrofobii. Często dziwiła się temu, sama nie często się bała. Wręcz przeciwnie, kochała ryzyko, przygodę. Ba, nie mogła żyć bez pewnej dawki adrenaliny. Szczerze nienawidziła też, kiedy jej matka mówiła „cały ojciec...”. Wtedy miała do niej ogromne wyrzuty. Mówi o tym, jaki był tata, ale nie odważy się wyznać kim był, co jest zdecydowanie najważniejsze?
         Zawsze chciała zwiedzić świat, poznawać tajemnice, lecz jej najskrytszym marzeniem było poznać ojca. Tego bohatera, o którym kiedyś, dawno, matka opowiadała jej do poduszki. Wtedy jeszcze sobie na to pozwalała, ale potem przyszedł Jack. Jej „nowa miłość”, choć córka nigdy nie wierzyła, że to uczucie miało w sobie choć krztę szczerości. To pewne, że robiła wszystko, żeby zapomnieć o prawdziwej miłości. Czy jej się to udało? Odpowiedź zna tylko ta silna kobieta, zawsze starająca się udźwignąć ten ciężar.
         Dziewczyna nigdy nie narzekała na związek mamy. Znajdywała nawet plusy. Miały teraz ładny, duży dom, lepiej się żyło, no i Greece zyskała siostrę, dziesięcioletnią Lilianne.
   - W ostateczności możemy skorzystać z windy - uśmiechnęła się drwiąco. Alec zrobił obrażoną minę i skierował się w stronę srebrnych drzwi.
***

         Ciemnowłosa usłyszała wrzask ojczyma, który robił jej wyrzuty za „samotne szlajanie się po mieście nocą”.
   - Nie rozumiesz, że mogło ci się coś stać? A gdyby ktoś cię porwał? Nie możesz tak robić! Twoja matka zaraz tu osiwieje! Martwiliśmy się o ciebie, córeczko! - mówił głębokim basem, próbując patrzeć w oczy nastolatki, która jednak skutecznie omijała jego spojrzenia, wlepiając wzrok w buty.
   - Jak śmiesz - wysyczała – twierdzić, że jesteś moim ojcem? Mieszkaj z moją matką, nazywaj ją swoim „kochaniem”, ale ja nigdy nikim dla ciebie nie będę. Nie znasz mnie. Zjawiasz się nagle w moim życiu i myślisz, że od razu będziesz wspaniałym tatusiem?
   - Greece! - upomniała ją mama. Łzy błyszczały w jej błękitnych oczach, tak bardzo innych od tęczówek córki.
   - Nie mów tak do mnie. To on je wymyślił, on mnie tak nazwał. Dla ciebie nie ma znaczenia - warknęła, odchodząc do swojego pokoju.
          Dziewczyna leżała na popielatej pościeli, zwinięta w kłębek, wtulając w nią twarz. Ciągłe pytania nawiedzały jej zmęczony umysł. Chciała zasnąć, nie mogła. Nie potrafiła zaakceptować tego, co działo się w jej życiu. Nie mogła udźwignąć tych wszystkich pytań, które ją nękały. Wiedziała, że jest inna i chciała dowiedzieć się czegokolwiek o swojej rodzinie.
         Tak, była zagubioną nastolatką, która często zachowywała się instynktownie, nieprzewidywalnie, lub po prostu głupio. Chciała znaleźć siebie, tak jak każdy w jej wieku i czuła, że ta wiedza byłaby bardzo przydatna.
          Za oknem słychać było odgłosy nasilającej się nawałnicy. Pioruny uderzały w ziemię z ogromną siłą, zanurzając w ogniu to, co stanęło na ich drodze. Wiatr szarpał gałęziami drzew, uginającymi się przed nim, jak przed umiłowanym królem. Deszcz siekał powietrze, mocząc ulice i dachy.
   - Skarbie? - usłyszała delikatny, prawie niesłyszalny, dźwięk i poczuła, że łóżko ugina się pod ciężarem kobiety. - Chciałabym z tobą porozmawiać. Ja zawsze z tobą będę...
   - A gdzie byłaś do tej pory, co? Wtedy, kiedy cię potrzebowałam? - przerwała jej.
   - Przecież wiesz, że dla mnie też jest to trudne - zgrabnie przeskoczyła z tematu na temat. - Kochałam go... To była moja pierwsza i ostatnia miłość. Nie mogłam pogodzić się z myślą, że Tom nas zostawił - na to wspomnienie po jej policzku spłynęła kryształowa łza, gubiąc się w prostych włosach w kolorze pszenicy.
   - Tom? - zdziwiła się Greece. Usiadła, przypatrując się w skupieniu twarzy matki.
   - Tak na niego mówiliśmy, ale miał dużo imion. Poznaliśmy się, gdy chodziłam na studia. Był czarujący, romantyczny, wyjątkowy... inny. Nie znalazłabyś drugiego takiego mężczyzny. Spotykaliśmy się dwa lata, on nigdy nie chciał ślubu. Niepokoiło mnie to, ale nie chciałam naciskać. Potem pojawiłaś się ty. Wszystko było takie piękne, niezwykłe... jak bajka. I wtedy dowiedziałam się, kim był naprawdę; że rzeczywiście kochałam jedynie fantastycznego bohatera - westchnęła ciężko. Nastolatka zmrużyła oczy, nie rozumiejąc, co ma na myśli mama. Kobieta potarła dłonią podbródek, zastanawiając się, jak dobrać słowa. Westchnęła ciężko i spojrzała na córkę - Posłuchaj, kochanie. Twoje imię... Grecja. Ubóstwiał ten kraj. Pamiętasz, jak opowiadałam ci greckie mity? Otóż, bajki zawsze mają w sobie ziarno prawdy.
         Dziewczyna wybuchnęła śmiechem. Jej głos rozchodził się po pokoju i odbijał od ściany, a każda fala dźwiękowa uderzała w jej matkę z ogromną siłą, raniąc jej duszę. Patrzyła na córeczkę szklistymi oczyma, nie wiedząc, jak się zachować. Delikatna ręka odnalazła dłoń Greece i zacisnęła się na niej. Ta spojrzała na nią, poważniejąc pod wpływem wzroku niebieskookiej.
   - Chyba żartujesz! Nie myśl sobie. Nie uwierzę, że mój ojciec jest, lub był, bogiem, albo... herosem, czy czymś takim. Dobij mnie, powiedz którym! - parsknęła. Śmiała się, lecz w środku nie była już taka szczęśliwa. Nie miała pojęcia, co zrobić, jak zareagować. Te słowa nie mogą być prawdą, przecież to niemożliwe. Z drugiej strony, jej matka wyglądała rozpaczliwie. Widać było, że musiała się przemóc, aby to wyznać. Dźwigała ten ciężar tak długo, a teraz, gdy powiedziała prawdę, nie czuła się lepiej. Jakim cudem?, myślała nastolatka. Cóż, chyba każdy z nas pomyślałby, że to muszą być perfidne żarty. Kto jeszcze wierzy w te opowieści? Bóstwa, które rządzą światem? Ludzie są zbyt zabiegani, aby zastanawiać się nad tak odległymi sprawami.
   - H - Hades - jęknęła.
   - O, Boże - szepnęła Greece, po czym schowała twarz w dłoniach. - Nie. Zapomnij.
   - Nie chciałam ci mówić. Bałam się reakcji - powiedziała, kładąc dłoń na jej ramieniu.
   - I słusznie - parsknęła. Wstała szybko, ubrała buty i kurtkę, po czym wyszła z domu, trzaskając drzwiami. Pozostali domownicy przyglądali się temu, zdziwieni.
         Szła powoli mokrym od deszczu chodnikiem. Pozlepiane, orzechowe włosy opadały na twarz, a zimne ubranie przyklejało się do jej ciała. Mróz szczypał dziewczynę w stopy i ręce, a oddech gęstniał w powietrzu. Co chwila mrugała, aby dobrze widzieć wśród lodowatych strug. Skręciła w ciemną alejkę, otoczoną przez szkielety drzew, na których nie zdążyły jeszcze pojawić się zielone pączki. Złote słońce powoli znikało za wysokimi, nowojorskimi wieżowcami odbierając jej ostatnie promienie, a co za tym idzie - ciepło.
         Lubiła wychodzić z domu po zmroku, wędrówki w ciemności były jedną z jej podstawowych czynności życiowych. Siadała wtedy w parku, patrzyła na srebrny księżyc, lub zamykała oczy i słuchała namiętnie. Kochała takie wieczory. Już, już prawie zapominała o ostatnich wydarzeniach, kiedy wszystko powróciło do niej ze zdwojoną siłą.
„O co chodzi? Jak można tak kogoś traktować? Kogo obchodzą moje uczucia? Przecież to nawet nie było śmieszne! Cholera jasna, co się ze mną dzieje? Po co się w ogóle oszukuję? Ona mówiła prawdę, na sto procent. Nie dość, że mam problemy w szkole, to jeszcze zwalają mnie z nóg, mówiąc coś takiego. Jak wrócę do domu? Co jej wtedy powiem?”
         Szła długo, nie przestając myśleć. Miała wyrzuty do samej siebie. Wiatr gładził jej policzki, wielkie krople spływały po twarzy, dając przyjemne uczucie orzeźwienia. Drzewa wokół niej zaczęły się rozrzedzać, szła pod górę, mimo, że czuła nieprzyjemny ból w łydkach. Wytężała oczy, starając się dojrzeć ścieżkę w ciemności. Wkrótce dotarła do dziwnego, srebrnego drzewa, o powyginanych, długich gałęziach z których opadały ciemne, smukłe liście. Widać było, iż jest ono stare, jednak bez jakichkolwiek uszkodzeń. Greece usiadła na ziemi, opierając się o twardą korę. Zamknęła oczy, odetchnęła głęboko i zatraciła się w sennej krainie Morfeusza.

***

         Ciemnowłosa dziewczyna stała na środku niewielkiego pomieszczenia, bez drzwi ani okien, o szarych, odrapanych ścianach, z których odchodził tynk, ukazując czerwone cegły. Nierówna, betonowa podłoga była zakurzona i brudna. Dach stanowiły szklane płyty, podparte drewnianymi belkami, przez które widniały jasne, srebrzyste punkciki na czarnej płachcie, zwanej niebem. Naprzeciwko Greece stało lustro, o nieskazitelnie gładkiej, czystej powierzchni.
          Zapewne nikt tu bardzo dawno nie był, biorąc pod uwagę, jak odległe było to miejsce. Któż bowiem wdarłby się do najgłębszych zakamarków głowy niewiasty przebywającej w pokoju?
          Patrzyła tępo w swe odbicie, zastanawiając się, co tu robi. W oddali, gdzieś za sobą ujrzała ledwie dostrzegalny ruch, a już po chwili w tafli rysowała się sylwetka drobnego, szczupłego chłopca o podartym, brudnym ubraniu, zwisającym z niewielkiego ciała. Czarne włosy opadały w nieładzie na niemiłosiernie spocone czoło, ukrywając duże, piwne oczy, szeroko otworzone, jakby z przerażenia. Miał lekko ubłocone policzki i popękane, sine wargi. Wzdłuż prawej skroni rozciągało się krwawiące delikatnie rozcięcie. Zamrugał parę razy, wpatrując się w Greece. Nie mógł mieć więcej niż trzynaście lat.
         Poruszył ustami, chyba próbując coś przekazać, jednak dziewczyna go nie słyszała, nie mogła słyszeć. Jego twarz przedstawiała bezgraniczne, nieme przerażenie i chęć ucieczki. Mówił coraz szybciej, a w złotych oczach zaczęły szklić się łzy. Walił poranionymi dłońmi w zimne szkło,wyglądając coraz żałośniej. Na policzkach znaczyły się krystaliczne ścieżki, oczyszczając buzię. Opadł na podłogę, otulając się szczelnie dłońmi, jakby było mu przeraźliwie zimno.
          Ciemnowłosa przypatrywała się, nie mając pojęcia, co zrobić. Wlepiła wzrok w biedaka, marszcząc brwi. Było jej żal chłopca, jednak nie miała pojęcia, gdzie się znajduje i jak wezwać pomoc. Otworzyła lekko usta i czekała na dalszy przebieg wydarzeń, lecz po chwili cofnęła się, czując uderzający chłód i widząc zakapturzonego mężczyznę, zmierzającego w ich kierunku. Przez ułamek sekundy chciała wzywać go, aby ratować rannego, jednak myśl zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. Dreszcz przebiegł po zmarzniętym ciele dziewczyny, a wzrok przybranego w czarne szaty wbił się w jej oczy. Nie widziała jego twarzy, nie chciała widzieć. Chłopiec, dostrzegając strach Greece, odwrócił się. Zastygł w bólu, który dopadł jego duszę, po czym znów zaczął desperacko uderzać pięściami w lustro.

Obłęd - powtarzanie w kółko tej samej czynności, oczekując innych rezultatów.

          Czując niebezpieczeństwo i widząc wykrzywioną przerażeniem buzię, nie myśląc za bardzo, co tak właściwie robi, wyciągnęła rękę, po czym jakimś niesamowitym sposobem, chwyciła zimną, drętwą dłoń, przeciągając czarnowłosego na drugą stronę. Ten spojrzał na nią martwymi oczyma bez wyrazu i padł na posadzkę.

Obserwatorzy