Retrospekcja
Ciemnooka
pędziła schodami przeciwpożarowymi. Jej włosy rozwiewał wiatr,
który od dawna nie przestawał gonić chmur po błękitnym
sklepieniu. Przychodnie spoglądali na nią, zdziwieni, zastanawiając
się, przed czym tak ucieka.
Zewsząd
dochodziły dźwięki klaksonów, ludzkie krzyki i szczekanie psów.
Czasem słychać było gumę opon, paloną na betonie. Nie chciałabym
znaleźć się w takim epicentrum hałasu, jakim jest Nowy Jork.
Niestety nasza bohaterka właśnie tam musiała dorastać, nie mając
pojęcia o prawdzie dotyczącej swojego pochodzenia, a ta prawda była
niezwykle ciekawa. Może Greece wyczuła to w jakiś niepojęty
sposób i dlatego tak nurtowała ten temat? Niepokoiło ją
zachowanie matki, to, że coś ukrywała. Od dawna czuła się inna,
choć dopiero teraz zaczęło jej to sprawiać większe problemy. W
dzieciństwie, kiedy każdy był w pewnym stopniu inny, nikt nie
narzekał na jej zachowanie, wręcz przeciwnie. To tylko urozmaicało
zabawę i dodawało frajdy.
Ach, słodkie dzieciństwo. Nie muszę chyba
wspominać, cóż to za piękny okres? Pozbawiony jakichkolwiek
trosk, przepełniony fantazją, spędzony na zabawach. A czym jest
zabawa bez elementów przygody? Tak, przygoda. Pełna
niebezpieczeństw, emocji, adrenaliny! Dzieciaki uwielbiały Greece
za jej wyobraźnię i serce, które miało przeogromny wkład w tę
przyjemność. Wtedy właśnie zabawa przestawała być zabawą. Dla
maluchów stawała się całkowicie realistyczna.
Z
wiekiem każdy z dzieciaków odrzucał marzenia, doroślał, ale nie
ciemnowłosa dziewczyna o pięknych oczach, posiadająca wieczną
zdolność fantazjowania. Ona nie musiała się zmieniać. Była
sobą. Wprawdzie rówieśnicy przestali pałać do niej miłością i
czasem tęskno jej było do czasów, kiedy miała mnóstwo
przyjaciół, ale wolała być sobą, darzoną nienawiścią, niż
obcą osobą, którą wszyscy wielbią.
Tak oto została sama. No, może nie całkiem.
Usiadła na zimnym dachu dużego bloku
mieszkalnego i spuściła nogi w dół, dyndając nimi. Słowa
piosenki rozniosły się w powietrze i pomieszały z codziennym
gwarem miasta tętniącego życiem. Dziewczyna nie usłyszała głosu,
który nawoływał jej imię. Nie zwracała uwagi na to, że już
dawno powinna być w domu. Zbliżała się godzina szósta, mama już
dawno wróciła z pracy.
Ale
to przecież cała Greece. Nic jej nie obchodzi.
- Hej, mała! Gdzieś się podziewała? - zapytał z
niepokojem chłopak o wielkich, zielonych oczach. - Matka się szuka.
Naprawdę, obdzwoniła już chyba wszystkie szpitale w mieście.
Właśnie zamierza powiadomić policję o twoim rzekomym zaginięciu.
- Nie gadaj, Alec. Mam przechlapane - trafnie
zauważyła dziewczyna. Szatyn zaśmiał się z nieszczęścia
towarzyszki, siadając obok i spoglądając w dół, na taksówki,
niewielkie jak mały palec, przemieszczające się pod jego nogami.
Natychmiast zbladł, wstał ostrożnie i odbiegł na bezpieczną
odległość.
- Wracamy - rozkazał. Koleżanka prychnęła, ale
posłuchała go. Nie chciała dodawać sobie problemów, a gdyby coś
przerwało więź łączącą ją z Aleckiem, nie zostałby jej nikt.
Ach, szkoda, że nie znała prawdy.
Wstała, otrzepała ubranie z nieistniejącego
kurzu, po czym skoczyła na pierwszy stopień schodków
przeciwpożarowych. Zrobiła to z taką gracją i niezachwianiem, że
przyjaciel musiał zastanowić się, czy nie była stałym bywalcem
na tym podmiejskim dachu.
Zastanowił się, po czym zrobił przerażoną
minę - która zresztą gościła na jego twarzy zbyt często -
wycofał się i zapytał:
- Chyba nie zamierzasz schodzić tędy?
Greece spojrzała w dół, na niekończące się stopnie
i przewróciła oczami. Dobrze wiedziała o strachu wysokości
Alexandra. Tak samo jak o lęku przed pająkami, wężami, zarazkami,
fast-foodami i o klaustrofobii. Często dziwiła się temu, sama nie
często się bała. Wręcz przeciwnie, kochała ryzyko, przygodę.
Ba, nie mogła żyć bez pewnej dawki adrenaliny. Szczerze
nienawidziła też, kiedy jej matka mówiła „cały ojciec...”.
Wtedy miała do niej ogromne wyrzuty. Mówi o tym, jaki był tata,
ale nie odważy się wyznać kim był, co jest zdecydowanie
najważniejsze?
Zawsze chciała zwiedzić świat, poznawać
tajemnice, lecz jej najskrytszym marzeniem było poznać ojca. Tego
bohatera, o którym kiedyś, dawno, matka opowiadała jej do
poduszki. Wtedy jeszcze sobie na to pozwalała, ale potem przyszedł
Jack. Jej „nowa miłość”, choć córka nigdy nie wierzyła, że
to uczucie miało w sobie choć krztę szczerości. To pewne, że
robiła wszystko, żeby zapomnieć o prawdziwej miłości. Czy jej
się to udało? Odpowiedź zna tylko ta silna kobieta, zawsze
starająca się udźwignąć ten ciężar.
Dziewczyna nigdy nie narzekała na związek
mamy. Znajdywała nawet plusy. Miały teraz ładny, duży dom, lepiej
się żyło, no i Greece zyskała siostrę, dziesięcioletnią
Lilianne.
- W ostateczności możemy skorzystać z windy -
uśmiechnęła się drwiąco. Alec zrobił obrażoną minę i
skierował się w stronę srebrnych drzwi.
***
Ciemnowłosa usłyszała wrzask ojczyma, który
robił jej wyrzuty za „samotne szlajanie się po mieście nocą”.
- Nie rozumiesz, że mogło ci się coś stać? A
gdyby ktoś cię porwał? Nie możesz tak robić! Twoja matka zaraz
tu osiwieje! Martwiliśmy się o ciebie, córeczko! - mówił
głębokim basem, próbując patrzeć w oczy nastolatki, która
jednak skutecznie omijała jego spojrzenia, wlepiając wzrok w buty.
- Jak śmiesz - wysyczała – twierdzić, że jesteś
moim ojcem? Mieszkaj z moją matką, nazywaj ją swoim „kochaniem”,
ale ja nigdy nikim dla ciebie nie będę. Nie znasz mnie. Zjawiasz
się nagle w moim życiu i myślisz, że od razu będziesz wspaniałym
tatusiem?
- Greece! - upomniała ją mama. Łzy błyszczały w
jej błękitnych oczach, tak bardzo innych od tęczówek córki.
- Nie mów tak do mnie. To on je wymyślił, on mnie
tak nazwał. Dla ciebie nie ma znaczenia - warknęła, odchodząc do
swojego pokoju.
Dziewczyna leżała na popielatej pościeli,
zwinięta w kłębek, wtulając w nią twarz. Ciągłe pytania
nawiedzały jej zmęczony umysł. Chciała zasnąć, nie mogła. Nie
potrafiła zaakceptować tego, co działo się w jej życiu. Nie
mogła udźwignąć tych wszystkich pytań, które ją nękały.
Wiedziała, że jest inna i chciała dowiedzieć się czegokolwiek o
swojej rodzinie.
Tak, była zagubioną nastolatką, która
często zachowywała się instynktownie, nieprzewidywalnie, lub po
prostu głupio. Chciała znaleźć siebie, tak jak każdy w jej wieku
i czuła, że ta wiedza byłaby bardzo przydatna.
Za oknem słychać było odgłosy nasilającej
się nawałnicy. Pioruny uderzały w ziemię z ogromną siłą,
zanurzając w ogniu to, co stanęło na ich drodze. Wiatr szarpał
gałęziami drzew, uginającymi się przed nim, jak przed umiłowanym
królem. Deszcz siekał powietrze, mocząc ulice i dachy.
- Skarbie? - usłyszała delikatny, prawie
niesłyszalny, dźwięk i poczuła, że łóżko ugina się pod
ciężarem kobiety. - Chciałabym z tobą porozmawiać. Ja zawsze z
tobą będę...
- A gdzie byłaś do tej pory, co? Wtedy, kiedy cię
potrzebowałam? - przerwała jej.
- Przecież wiesz, że dla mnie też jest to trudne -
zgrabnie przeskoczyła z tematu na temat. - Kochałam go... To była
moja pierwsza i ostatnia miłość. Nie mogłam pogodzić się z
myślą, że Tom nas zostawił - na to wspomnienie po jej policzku
spłynęła kryształowa łza, gubiąc się w prostych włosach w
kolorze pszenicy.
- Tom? - zdziwiła się Greece. Usiadła,
przypatrując się w skupieniu twarzy matki.
- Tak na niego mówiliśmy, ale miał dużo imion.
Poznaliśmy się, gdy chodziłam na studia. Był czarujący,
romantyczny, wyjątkowy... inny. Nie znalazłabyś drugiego takiego
mężczyzny. Spotykaliśmy się dwa lata, on nigdy nie chciał ślubu.
Niepokoiło mnie to, ale nie chciałam naciskać. Potem pojawiłaś
się ty. Wszystko było takie piękne, niezwykłe... jak bajka. I
wtedy dowiedziałam się, kim był naprawdę; że rzeczywiście
kochałam jedynie fantastycznego bohatera - westchnęła ciężko.
Nastolatka zmrużyła oczy, nie rozumiejąc, co ma na myśli mama.
Kobieta potarła dłonią podbródek, zastanawiając się, jak dobrać
słowa. Westchnęła ciężko i spojrzała na córkę - Posłuchaj,
kochanie. Twoje imię... Grecja. Ubóstwiał ten kraj. Pamiętasz,
jak opowiadałam ci greckie mity? Otóż, bajki zawsze mają w sobie
ziarno prawdy.
Dziewczyna wybuchnęła śmiechem. Jej głos rozchodził
się po pokoju i odbijał od ściany, a każda fala dźwiękowa
uderzała w jej matkę z ogromną siłą, raniąc jej duszę.
Patrzyła na córeczkę szklistymi oczyma, nie wiedząc, jak się
zachować. Delikatna ręka odnalazła dłoń Greece i zacisnęła się
na niej. Ta spojrzała na nią, poważniejąc pod wpływem wzroku
niebieskookiej.
- Chyba żartujesz! Nie myśl sobie. Nie uwierzę, że
mój ojciec jest, lub był, bogiem, albo... herosem, czy czymś
takim. Dobij mnie, powiedz którym! - parsknęła. Śmiała się,
lecz w środku nie była już taka szczęśliwa. Nie miała pojęcia,
co zrobić, jak zareagować. Te słowa nie mogą być prawdą,
przecież to niemożliwe. Z drugiej strony, jej matka wyglądała
rozpaczliwie. Widać było, że musiała się przemóc, aby to
wyznać. Dźwigała ten ciężar tak długo, a teraz, gdy powiedziała
prawdę, nie czuła się lepiej. Jakim cudem?, myślała nastolatka.
Cóż, chyba każdy z nas pomyślałby, że to muszą być perfidne
żarty. Kto jeszcze wierzy w te opowieści? Bóstwa, które rządzą
światem? Ludzie są zbyt zabiegani, aby zastanawiać się nad tak
odległymi sprawami.
- H - Hades - jęknęła.
- O, Boże - szepnęła Greece, po czym schowała
twarz w dłoniach. - Nie. Zapomnij.
- Nie chciałam ci mówić. Bałam się reakcji -
powiedziała, kładąc dłoń na jej ramieniu.
- I słusznie - parsknęła. Wstała szybko, ubrała
buty i kurtkę, po czym wyszła z domu, trzaskając drzwiami.
Pozostali domownicy przyglądali się temu, zdziwieni.
Szła powoli mokrym od deszczu chodnikiem. Pozlepiane, orzechowe
włosy opadały na twarz, a zimne ubranie przyklejało się do jej
ciała. Mróz szczypał dziewczynę w stopy i ręce, a oddech
gęstniał w powietrzu. Co chwila mrugała, aby dobrze widzieć wśród
lodowatych strug. Skręciła w ciemną alejkę, otoczoną przez
szkielety drzew, na których nie zdążyły jeszcze pojawić się
zielone pączki. Złote słońce powoli znikało za wysokimi,
nowojorskimi wieżowcami odbierając jej ostatnie promienie, a co za
tym idzie - ciepło.
Lubiła wychodzić z domu po zmroku, wędrówki w ciemności były
jedną z jej podstawowych czynności życiowych. Siadała wtedy w
parku, patrzyła na srebrny księżyc, lub zamykała oczy i słuchała
namiętnie. Kochała takie wieczory. Już, już prawie zapominała o
ostatnich wydarzeniach, kiedy wszystko powróciło do niej ze
zdwojoną siłą.
„O co
chodzi? Jak można tak kogoś traktować? Kogo obchodzą moje
uczucia? Przecież to nawet nie było śmieszne! Cholera jasna, co
się ze mną dzieje? Po co się w ogóle oszukuję? Ona mówiła
prawdę, na sto procent. Nie dość, że mam problemy w szkole, to
jeszcze zwalają mnie z nóg, mówiąc coś takiego. Jak wrócę do
domu? Co jej wtedy powiem?”
Szła długo, nie przestając myśleć. Miała wyrzuty do samej
siebie. Wiatr gładził jej policzki, wielkie krople spływały po
twarzy, dając przyjemne uczucie orzeźwienia. Drzewa wokół niej
zaczęły się rozrzedzać, szła pod górę, mimo, że czuła
nieprzyjemny ból w łydkach. Wytężała oczy, starając się
dojrzeć ścieżkę w ciemności. Wkrótce dotarła do dziwnego,
srebrnego drzewa, o powyginanych, długich gałęziach z których
opadały ciemne, smukłe liście. Widać było, iż jest ono stare,
jednak bez jakichkolwiek uszkodzeń. Greece usiadła na ziemi,
opierając się o twardą korę. Zamknęła oczy, odetchnęła
głęboko i zatraciła się w sennej krainie Morfeusza.
***
Ciemnowłosa
dziewczyna stała na środku niewielkiego pomieszczenia, bez drzwi
ani okien, o szarych, odrapanych ścianach, z których odchodził
tynk, ukazując czerwone cegły. Nierówna, betonowa podłoga była
zakurzona i brudna. Dach stanowiły szklane płyty, podparte
drewnianymi belkami, przez które widniały jasne, srebrzyste
punkciki na czarnej płachcie, zwanej niebem. Naprzeciwko Greece
stało lustro, o nieskazitelnie gładkiej, czystej powierzchni.
Zapewne nikt tu
bardzo dawno nie był, biorąc pod uwagę, jak odległe było to
miejsce. Któż bowiem wdarłby się do najgłębszych zakamarków
głowy niewiasty przebywającej w pokoju?
Patrzyła tępo w swe odbicie, zastanawiając się, co tu robi. W oddali, gdzieś za sobą ujrzała ledwie dostrzegalny ruch, a już po chwili w tafli rysowała się sylwetka drobnego, szczupłego chłopca o podartym, brudnym ubraniu, zwisającym z niewielkiego ciała. Czarne włosy opadały w nieładzie na niemiłosiernie spocone czoło, ukrywając duże, piwne oczy, szeroko otworzone, jakby z przerażenia. Miał lekko ubłocone policzki i popękane, sine wargi. Wzdłuż prawej skroni rozciągało się krwawiące delikatnie rozcięcie. Zamrugał parę razy, wpatrując się w Greece. Nie mógł mieć więcej niż trzynaście lat.
Patrzyła tępo w swe odbicie, zastanawiając się, co tu robi. W oddali, gdzieś za sobą ujrzała ledwie dostrzegalny ruch, a już po chwili w tafli rysowała się sylwetka drobnego, szczupłego chłopca o podartym, brudnym ubraniu, zwisającym z niewielkiego ciała. Czarne włosy opadały w nieładzie na niemiłosiernie spocone czoło, ukrywając duże, piwne oczy, szeroko otworzone, jakby z przerażenia. Miał lekko ubłocone policzki i popękane, sine wargi. Wzdłuż prawej skroni rozciągało się krwawiące delikatnie rozcięcie. Zamrugał parę razy, wpatrując się w Greece. Nie mógł mieć więcej niż trzynaście lat.
Poruszył
ustami, chyba próbując coś przekazać, jednak dziewczyna go nie
słyszała, nie mogła słyszeć. Jego twarz przedstawiała
bezgraniczne, nieme przerażenie i chęć ucieczki. Mówił coraz
szybciej, a w złotych oczach zaczęły szklić się łzy. Walił
poranionymi dłońmi w zimne szkło,wyglądając coraz żałośniej.
Na policzkach znaczyły się krystaliczne ścieżki, oczyszczając
buzię. Opadł na podłogę, otulając się szczelnie dłońmi, jakby
było mu przeraźliwie zimno.
Ciemnowłosa
przypatrywała się, nie mając pojęcia, co zrobić. Wlepiła wzrok
w biedaka, marszcząc brwi. Było jej żal chłopca, jednak nie miała
pojęcia, gdzie się znajduje i jak wezwać pomoc. Otworzyła lekko
usta i czekała na dalszy przebieg wydarzeń, lecz po chwili cofnęła
się, czując uderzający chłód i widząc zakapturzonego mężczyznę,
zmierzającego w ich kierunku. Przez ułamek sekundy chciała wzywać
go, aby ratować rannego, jednak myśl zniknęła tak szybko, jak się
pojawiła. Dreszcz przebiegł po zmarzniętym ciele dziewczyny, a
wzrok przybranego w czarne szaty wbił się w jej oczy. Nie widziała
jego twarzy, nie chciała widzieć. Chłopiec, dostrzegając strach
Greece, odwrócił się. Zastygł w bólu, który dopadł jego duszę,
po czym znów zaczął desperacko uderzać pięściami w lustro.
Obłęd - powtarzanie w kółko tej samej czynności, oczekując innych rezultatów.
Czując
niebezpieczeństwo i widząc wykrzywioną przerażeniem buzię, nie
myśląc za bardzo, co tak właściwie robi, wyciągnęła rękę, po
czym jakimś niesamowitym sposobem, chwyciła zimną, drętwą dłoń,
przeciągając czarnowłosego na drugą stronę. Ten spojrzał na nią
martwymi oczyma bez wyrazu i padł na posadzkę.